czwartek, 22 czerwca 2017

piątek, 9 czerwca 2017

moja pracownia, a w niej...

 
Zupełnie dla mnie niespodziewanie, moja nowa pracownia wywołała fale zachwytu. W prezencie dostałam wiadomości od wielu osób typu: jestem zauroczona! (to akurat Ania 😉). Nooooo... Bardzo to miłe. Nawet moja córcia mimo, iż straciła garderobę, mówi: pięknie tu. A w jej ustach to naprawdę komplement, bo często reaguje inaczej: no ładne to, ale kto o tym wie? 😉
 
 
Nie o tym jednak.  Świeżynki chcę pokazać, bo dostawę towaru z mojego ulubionego sklepu miałam. Od Sandrynki. 😉 I tak się złożyło, że większość z tych cudeniek do mojej pracowni trafiło i pięknie się wpasowało.
 
A wśród nich są (szukajcie na zdjęciach): wazonik do miętowej deski przytwierdzony - no gdzie mógł trafić jak nie tu, no gdzie? Na stole: skrzyneczka miętowa z drobiazgami podręcznymi i to nie jedna, tyle że druga -  biała, to raczej szufladka. Świetne. Nosidełko na parapecie ze sznurkami kolorowymi - spójrzcie na gałkę, no już lepiej wkomponować się nie mogła. Pod stołem - skrzynia zardzewiała - niiic z nią robić nie będę, prezentuje się pięknie na miętowej skrzynce narzędziowej z drucianym koszykiem do kompletu. I koronkami. Tak lubię. Tak mam.
 
Ale jest jeszcze coś. Miniony tydzień zaliczam do wyjątkowo udanych pod względem zakupowym - również na starociach. Upolowałam wiele skarbów, a wśród nich świeczniki, które kocham i zbieram z efektem całkiem sporym. A nowe są dwa: pierwszy to ten przy lampce, ale drugi... istne cudo. Stoi na stole. Turkusowy. Mniejszy - już wszystkim chyba znany, mój ulubiony, na wielu zdjęciach uwieczniony. A teraz zdobyłam ten większy do pary - przepiękny, brak mi słów. I tchu 😊


 
 
 

 


 
 


 





 
Tak patrzę... Filiżanka też z Sandrynkowego slepu. I tacka... I dechy w tle...
ech ;)

 
PS
Na szrotach ostatnio właśnie z Sandrynką byłam, za to Jej zakupy... jak z loftowego snu...
 
Ale czas zacząć coś tworzyć. Dobre duszki wiosenne mam w planach.
 
 

niedziela, 4 czerwca 2017

angielska porcelana


Świąteczny dzień, to i świąteczny spacer być musiał 😉 Przynajmniej pod takim pretekstem wychodziłam rano z domu, ale przede wszystkim z nadzieją, że moooooże cud się stanie i giełda staroci dzisiaj jest...kto wie...?😊
Była!
 
Od dawna zauroczona jestem angielską porcelaną. Ale do tej pory nie miałam jakoś szczęścia. Dzisiaj jednak (pewnie w nagrodę) los się odwrócił. Pod wpływem wczorajszego antycznego różu nadal, jak widać, jestem, bo w pierwszej kolejności zobaczyłam filiżanki. Ale pomyślałam: jeśli trafię na coś jeszcze: kupię. Parę kroków dalej - trafiłam. Najpierw talerzyk, a dalej ten piękny dzbanek i cukierniczka. Po dwie filiżanki wróciłam i to biegiem. Wszystko dosłownie za złotówki...
 
Dzbanek i cukierniczka to wyrób Enoch Wedgwood, a zdobione są motywem AVON COTTAGE. Talerzyk i filiżanki z kolei okazały się wspólnie pochodzić od English Ironstone Tableware. Zrobiłam złoty interes, hehe.
 

 

 
 

Cuda. Będę polować dalej. Oj, będę.
 
PS
Do krzesła w antycznym różu i pomieszczenia, w którym stoi, wrócę następnym razem.😊

sobota, 3 czerwca 2017

metamorfoza krzesła

 
 
 
Sobota miała posłużyć mi nadrobieniu domowych zaległości i odstresowaniu - starałam się jak mogłam 😉
A jak najlepiej odpocząć, jeśli nie oddychając świeżym powietrzem i zajmując umysł jednocześnie? Od dawna nosiłam się z zamiarem pomalowania jednego z krzeseł, które dostałam od rodziców.
 
 
Miało być białe. Ale po dzisiejszym przebudzeniu popatrzyłam na miejsce, które ma zająć i pomyślałam: brudny róż! Jednak później zwątpiłam.... Malować krzesło pod kolor sukienki aniołka to chyba przesada... 😉 Pojechałam na zakupy i pierwszy kolor farby kredowej, na którym zatrzymałam wzrok to... antyczny róż. Czyli był mi przeznaczony. Koniec. Kropka.
 
 
Malowanie w stylu vintage polega na nałożeniu kilku warstw farby w różnych kierunkach i o różnych grubościach - dla efektu trójwymiarowości powierzchni. Efekt końcowy nadaje całości nakładany wosk w kontrastującym kolorze. U mnie była to barwa dębu palonego. Z malowaniem w różnych kierunkach i nierównomiernie kłopotu nie mam - to akurat wychodzi mi najlepiej 😊 Całość przeciągnęłam jeszcze woskiem wybielającym - ciekawszy efekt. I... wyszło pięknie, mega, cudownie!!!
Ach!
 



 
PS
Dlaczego tak i gdzie będzie stać pokażę następnym razem 😉
 
 A takich krzeseł będę mieć kilka. Każde pomaluję w innym odcieniu: biel, szarość, brudny fiolet, może kawowy... Staną kiedyś przy stole w moim salonie - bo takie właśnie królują tam odcienie. Ale to za czas jakiś😊