piątek, 12 stycznia 2018

Magiczna pokuta


 Nie macie takiego wrażenia, że świat zwariował, że kręci się wokół osi własnej i Słońca z każdym rokiem prędzej i prędzej ?
Nie wydaje Wam się, że doba ma w sobie teraz chwil o wiele mniej, niż powinna mieć?
 Ja jestem o tym wręcz przekonana! 

Dopiero przecież z jesienią pożegnać się nie mogłam, aranżowałam kolorowe kompozycje do ostatniej chwili, gdy zaatakowała mnie całą mocą swą magiczna siła świąt.  Marzyłam wtedy o styczniu - i nie wiadomo jak to się stało, ale przyszedł tak w oka mgnieniu i nie wiadomo skąd. A gdy choinka jeszcze u mnie ciągle gości...
( właśnie, właśnie... powstały kolejne dwie 😉)



...wszędzie dookoła: wiosna przebić się próbuje. Nawet pierwsze pisanki już na zdjęciach widziałam...
 No nie nadążam.
 Ale poddać się nie zamierzam.  Suchy, jesienny listek, bożonarodzeniowe pierniczki i bombki, a także wiosenne cebulki, czy kwieciste wspomnienie lata... żyją u mnie w symbiozie i koniec.
Takie tylko wyjście znalazłam 😉.



A tak poważnie, to słowa:
magia, jesień i pokuta ( tak w nawiązaniu do ostatniego posta) przywołały u mnie  jedno wspomnienie.  

Październikowy dzień. A dokładnie niedziela. W całym kraju zapowiadane bezchmurne niebo i słońce gorące czyli cudowny, wymarzony na wyprawy, jesienny czas. 

Plan miałam i ja.
 Zadzierna.
Wzniesienie zaliczane do Korony Sudetów Polskich, u podnóża którego położony jest zbiornik Bukówka.
Woda, góry, piękne widoki, wymarzona pogoda... Lepiej wymyślić nie mogłam.  Przynajmniej tak właśnie sobie myślałam. 

Całą drogę zachwycaliśmy się błękitem nieba. Jednak będąc blisko celu, jeden z moich towarzyszy powiedział tylko: zobaczcie co się dzieje... 
Jak nic wjeżdżaliśmy w krainę mgły. Wierzyć mi się nie chciało, zatrzymaliśmy się na szosie, patrzymy przed siebie... Granica dwóch światów: cudownego słońca i szklanki pełnej mleka.


Nieświadomi pojechaliśmy dalej. A na miejscu: dramat. O słońcu można było pomarzyć, wilgotność nie do opisania, widoczność zerowa...
Cała Polska skąpana w pięknej pogodzie, a my wylądowaliśmy w horrorze.
Panowie, żeby nie słuchać mojej rozpaczy, a dokładnie mówiąc: marudzenia nieprzeciętnego, poszli grzecznie przodem.


Odwracali się tylko kontrolnie co czas jakiś... Czy się śmiali? Nie widziałam.  Ale słyszałam.😉
W każdym razie myślałam: Panie Boże za co to? Jeden wolny dzień i co???
Hmmm... Za co? Już ja wiedziałam za co. Nie mając wyjścia pokutę przyjęłam. 

Wtedy usłyszałam: Monia, chodź szybko! 
To pobiegłam. 
Co zobaczyłam? Opowiedzieć nie zdołam. Zdjęcia tego również nie oddadzą. Ale może wyobraźnia Wam pomoże i podpowie. 😊












Chyba najpiękniejsza moja wyprawa, ale zawsze tak mówię. 😉

Morał?
Nawet będąc aniołem popełniać błędy - ludzka rzecz, hehe.
Najważniejsza jest jednak skrucha i żal za przewinienia. 
Wtedy spotka Cię magia. Przebaczenia. 

Bo był ktoś z Was na granicy nieba i ziemi, jednocześnie głową w chmurach, stopami na twardym lądzie?
Ja byłam.  😊


Ale... Pokuta nie zawsze tak przyjemna sprawa - fakt. Raz karę przyjął ze mną cały cały skład... Opowiem.😊😉😊😉

Do następnego !!





1 komentarz:

  1. Byłaś niczym na krańcach dwóch światów, najpierw pokuta potem nagroda. Śliczne i wyjątkowo piękne miejsce, wielkie brawa dla fotografa. Iwona J.

    OdpowiedzUsuń