wtorek, 25 kwietnia 2017

Moje ulubine zwierzątka domowe.



Kury. Bo o nich mowa. Jestem nimi zauroczona. ;)
Że nie są jak orły (mimo, iż skrzydła mają)? I że nie latają? Mnie i tak uskrzydlają. Pierwsze były cekinowe - bardzo kolorowe. Idealne na czarne, bezsenne noce. Walka toczyła się o to, kto wykończy kogo: ja kurę, czy kura mnie. Jednak zawsze to ja zwyciężałam: bo albo spałam, albo kolejną kurę miałam ;). Ale te już tutaj były.
 
 
Za to niedawno wymyśliłam sobie takie jajo... może jako symbol odwiecznego pytania: 'co było pierwsze?'. Nawet w tym przypadku odpowiedź trudna... Powstało tylko jedno, na więcej czasu nie miałam. Do pomysłu jednak z przyjemnością wrócę, bo wg mnie wyszło cudnie.
 
Mam też inne. Jedną za złotówkę z pchlego targu wyszperaną:
 
 
inną za złotówek więcej, ale dla klimatu chyba było warto. A do nich pisanki sznurkowo - decoupage'owe.
 
 
Kurczaczek również wykluł się - wśród kotków...
 
 
 i pięknych kwiatów, których każdego roku wypatruję już od lutego. To szafirki i pachnące narcyzy Bridal Crown - polecam, są bajeczne i ciągle jeszcze w sprzedaży! :)
 
To jeszcze nie koniec świątecznego tematu. Do następnego!
 

 
PS
 
 
No i zawsze istnieje szansa mała na zniesienie złotego jaja ;)

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz