Całkiem wygodne są te anielskie chmury... Na zdjęciu moje ulubione, najpiękniejsze i zupełnie magiczne miejsce. Zdradzę: Kostrzyna - Sylwestrowa noc, 31.12.2016 r.
A pisałam już, że kocham góry? 😉 Jestem mistrzynią krótkich, ale urokliwych wypadów - mogłabym już chyba napisać przewodnik 😉 Życie układa się różnie i nie zawsze mogę wyruszyć o świcie i wrócić po zachodzie słońca.... A właściwie bardzo rzadko. Dlatego radzę sobie inaczej. Lubię dojechać w miarę szybko, wspiąć się gdzie trzeba, wchłonąć piękne widoki i wrócić do obowiązków jak gdyby nigdy nic. Bywa, że krótkiej nieobecności nawet nikt nie zauważy 😉
Jest tyle tego typu ciekawych miejsc... inspirujących, dających wytchnienie i natchnienie do dalszych działań. Wybywam kiedy tylko mogę i wracam z tylooooma pomysłami i materiałami do aranżacji też. Patyki, kora, pieńki mniejsze i te większe... różności - co tylko natura dała. Część dekoracji z korą w roli głównej już pokazywałam, ale lubię również na przykład tak:
Z kolei moja przemiła koleżanka Beatka zażyczyła sobie kiedyś jajo z wiosną i górami w tle.... Co ja się nakombinowałam, nakleiłam warstw - ale myślę, że efekt był cudny:
Innym razem zadany mi temat brzmiał inaczej : Góra św. Anny - a właściwie kościółek z tym miejscem związany. Na bombce 😉 Nie jest to góra szczęśliwa dla mnie, ale dekoracja wyszła pięknie - dwa oblicza ma. 😊 Dowieziona została do Nowej Rudy na sankach 😉
Można tak w nieskończoność...
Góry inspiracją będą zawsze, a tego co w nich do zdobycia najważniejsze - pokazać się nie da. Trzeba przeżyć. Gdyby ktoś chciał ze mną - zapraszam 😊
PS
Na szczytach to najbardziej lubię kawę pić - o czym oznajmia decha Sandrynki, którą zawsze w plecaku noszę 😉
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz