Osiemnasty dzień za nami. I ciągle łatwo nie jest. Ale nie o tym.
Mam szczęście posiadać stół, któremu do twarzy w każdej dekoracji. No może z wyjątkiem czegoś na kształt nowoczesnego (chociaż od biedy pewnie i to udałoby mi się jakoś wkomponować 😉). Bo tak: jeśli chcę bliżej natury - to w stronę wyjścia na taras oko kieruję. Jeśli potrzebuję miętowych pasteli - widok na okno je zapewnia. Idąc z kolei na prawo wiejski klimat mam, ale ten ulega zmianom. Kawałek jasnej, pustej ściany ciut dalej jest też - bo bywa potrzebna. 😉 Obok - kuchenny 'kredens' i cenna zastawa 😊. W końcu na końcu widok na kuchnię w stylu..... hmmmm... słonecznikowym 😉 Jednym słowem każda dekoracja tu pasuje.
A wszystko dlatego, że przez przypadek do Biedronki trafiłam - na tej akurat łące nektaru nigdy nie zbieram, ale szczęśliwie zostałam zaciągnięta i... komplet ślicznych miseczek nabyłam. Zawsze chciałam taki stos mieć. 😊
A w roli główej - słonecznik. Jest zapowiedzią jutrzejszej, niedzielnej dekoracji i wzmianki o tym, jak je nabyłam. Bo przypadek wart przytoczenia - pierwszy raz się z takim spotkałam i chwycił mnie za serce tak, że słów brak.
Tymczasem sobotni jogurt - produkcja własna. Ze świeżych malin. Pycha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz