Poniedziałek. Dzień 6.
W sobotę wieczorem pomyślałam: nigdzie jutro nie idę. Odpoczywam, nabieram sił. Nie ruszam się i koniec. W niedzielny poranek wstałam, miejsca znaleźć sobie nie umiałam, więc co?
Czekać w ruchu, czy w bezruchu? Wybrałam spacer na pchli targ. A nawet na dwa. Przyjemnie było. I to bardzo. Naznosiłam skarbów tyle, że ledwo doniosłam 😉. Obdzielę nimi aranżacje na caaaały tydzień 😉. Filiżanki, dzwoneczki, czajniczek, świecznik... I waga - niebieska, z duszą, cudna, skusiła mnie jej uroda i... cena. 10 zł w tą chwilową radość zainwestowałam, niech postoi i nacieszy zmysły me - dopóki nie upoluję innej, uciskowej, takiej... wymarzonej 😊.
Tymczasem kawa, a na deser rozmyślanki. Czekam na jutrzejszy dzień szczególnie. A później na kolejne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz