Wystarczy spojrzeć na mój kuchenny stół - nakryty zwyczajnie: bo kanka, kolorowe podkładki, astry... ale jedna myśl włącza się na ten widok automatycznie:
zbliża się koniec. Koniec lata.
zbliża się koniec. Koniec lata.
W powietrzu czuć jesień. No może ja ją czuję i wypatruję, bo bardzo, bardzo lubię. To najcudowniejszy (jeśli chodzi o inspiracje) dla mnie czas. Te kolory, nasycenie, ten klimat... W górach o tej porze roku również najpiękniej jest... jednym słowem: kocham. Kocham jesień i już.
Prawdą jest, że nie miewam problemów z uruchamianiem swojej wyobraźni, ale w tym okresie po prostu trudno mi ją jakkolwiek poskromić. Mam tylko nadzieję - gorącą i z całego serca - że los nie szykuje dla mnie niespodzianek, że da chwilę odpocząć, nacieszyć się życiem i nie będzie tak, jak przez ostatni calutki rok. Że będzie spokojniej, radośniej, pozytywniej...
Astry stoją u mnie od tygodnia, ale i tak trzymają się dzielnie. Pomyślałam więc, że wysypię część z koszyczka. A właściwie wysypią się same. 😉
Rok temu z kolei kasztany wylewały się z filiżanki, hehe. No nie jest to taka prosta sprawa - przyznaję. Uczę się dopiero i patentu na idealny stelaż jeszcze nie mam - ale coś odkrywczego kiedyś zastosuję - na pewno. Może czary... 😉
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz