Odnośnie moich robótek wszelakich (takich jak: aniołki, bombki, pisanki, czy aranżacje przeróżne) często słyszę pytanie: ale kiedy ty to robisz?
Kiedy?
Bo nie oglądam tv. Zero. Ani minuty dziennie. I sama nie wiem, jak to się stało. Wcale sobie tego nie zakładałam, bo przeciwniczką nie jestem - absolutnie, nic z tych rzeczy... Po prostu jakoś tak wyszło... a teraz usiąść na kanapie i oglądać? No nie ma takiej opcji, nie namówi mnie nikt. I nic nie przekona. Już nie potrafię. I nie o to chodzi, że jest się czym chwalić, bo ( co tu dużo kryć ) na bieżąco z niczym nie jestem, ale... mam w zamian czas na to i na tamto - mówiąc wprost: na pasje. W życiu nie można mieć wszystkiego, mam więc to co lubię i co sobie zorganizuję... 😉
Dzisiaj natomiast jest do zagospodarowania nie tylko czas, ale przede wszystkim klęska urodzaju, którą opisałam ostatnio.😉 Nawet nie wiem jak to wszystko ugryźć, czym się zająć i gdzie. Zacznę najlepiej od początku i od tego co najprostsze.
Pomarańczowy dzbanek kupiłam, bo taki śliczny. Wracając do domu myślałam: jeju, ja jak zwykle...po co mi to? Ale weszłam do pracowni i... jak mogłam mieć wątpliwości? Intuicję to jeszcze mam.😉 Turkus z pomarańczowym. Będzie pięknie. Już pierwsza aranżacja - gdy chwaliłam się zakupami - wyszła całkiem ładnie, ale nieżyciowo trochę. Tak zostać nie mogło. Dlatego rumianek (który rumiankiem nie jest) do dzbanka na herbatę ( w którym herbata robiona jednak nie będzie) włożony został, do tego w filiżance herbata - rumiankowa (a jakże 😉), nożyczki i wielki motek mój ulubiony... W końcu to pracownia jest! I nie ma co kombinować.
I jeszcze coś: turkus z jarzębinowym -
turkus od Sandrynki, koszyczek z wtorku, a pomarańczowy z drzewa ;)
PS
Sprzedający podpowiedział mi, że dzbanek domestosem wyczyścić można... No racja, można... Może kiedyś 😉
Folklor z fantazją. Tak bym to nazwała 😊
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz