sobota, 19 sierpnia 2017

świeczniki miętowe - własnoręcznie zmienione 😊


Życie ma tyle kolorów, ile potrafimy w nim dostrzec, a marzenia się spełniają - trzeba je tylko mieć i wiedzieć gdzie się po nie udać 😉.
 
To, że marzę o stole pełnym białych i miętowych świeczników ogłosiłam całemu światu już kilka dni temu. To nie jest najdziwniejsze z moich marzeń, ale o tym kiedyś. W każdym razie doszły kolejne świeczniki dwa. Czas więc poczuć miętę... tyle że takowej farby u mnie brak. Zrobiłam więc miksturę z tego, co mam: biała kredowa plus akrylowa zielona i niebieska. Jest? Jest. 😊  Do tego patyna rdzawa i biała, wosk bezbarwny i efekt na zdjęciu.
 
 
 
 
 
Ale to nie wszystko, bo od pewnego dziadziusia na pchlim targu kupiłam również paterę - próbował sprzedać swoje skarby już któryś tydzień z rzędu i jakoś zrobiło mi się Go żal... Nabyłam, ale pomysłu nie miałam - do wczoraj. Bo mikstury zrobiłam tyle, że nie było wyjścia - wykorzystać trzeba. Jest i miętowa patera.
Trochę kwiatków dla próby i wyszło tak:
 
 




 
Przyszła więc pora na próbę świecznikową.... Hmmmm... Nieudana. A może udana i to bardzo, bo skoro stół kuchenny za mały - to ten w salonie będzie doskonały! Bo świeczników jest już 20 i patera - jedna 😉.
 


 
 
A na koniec wycieczka do Bolesławca, bo tam święto ceramiki, ale nie tylko: bo i rękodzieła przeróżniaste i nawet pchli targ... Coś cudownego. Polecam. Kupiłam kubaski, talerzyki, łyżeczki 😉 i ptaszka. Pomarańczowego. W pracowni wylądował. ❤
 

 


 
Jak ja kocham w takich kubaskach kawę pić... mam jeszcze do kolekcji inne dwa ;)

2 komentarze:

  1. Poprostu pięknie������

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Radosna twórczość, więc i radosne: dzięki! dzięki! 😊

      Usuń