sobota, 13 maja 2017

z duszą na walizce

 
Wchodzę dzisiaj na fb, a tam Sandrynka z piękną aranżacją stołu - jej omszała skrzynka i żółte jak żółtko kwiatki... Podobną skrzynkę od Niej mam, rośliny... znajdą się. No to już wiem, czego mi dzisiaj trzeba.😉

Wykorzystam więc kwiatki z mojej przydomowej rabatki. Piękne. Dorodne. Czy nie było mi żal zrywać? Jakoś nie. Niewiele ich ubyło, a nawet gdyby, to i tak jestem spokojna - w moim magicznym ogrodzie szybko odrosną 😉
 
 

Od dziecka lubiłam pleść wianki. Nie potrafiłam tylko zrozumieć, dlaczego z tych żółtych: mogę, ale lepiej nie. Jak to? Przecież są takie urocze i jest ich tak dużo... wianki więc były. Jednak z czasem nauczyłam się, aby nie wkładać ich na głowę. 😉  Ciągle je robię. Ale teraz czekam na bez, jaśmin i konwalie oczywiście. Będzie pięknie. Będzie radośnie. I aromatycznie.
 
 
No i walizki. Z widoczną historią życia. Zapomniane, przytachane ze strychu. Trzy największe - od wujka. Wujek duży, strych bardzo duży i walizki też. Czwarta, najmniejsza, ale i najbardziej stylowa - granatowa. Ze stryszku cioci. Walizka urocza, a ciocia - przeurocza. Kto Ją zna, ten wie. Wiele u Niej skarbów. Do kompletu dostałam granatową kankę. Czekam jeszcze na tarę, stary flet i nuty stare. 😉
 
 
A to wszystko z wnętrza. Mojego wnętrza. Salonowego. Panuje w nim klimat... no nietypowy. Po prostu mój. A walizki stanowią tam jeden z elementów dekoracyjnych - same w sobie, ale nie tylko. Bo ustawiam na nich aranżacje wymienne - na stare lata czują się więc potrzebne 😉
 
Każdy czuje tą potrzebę. Nie tylko walizka. Mlecz też 😉
 
 
PS
 
Duży ostatnio ruch w niebie, tzn. wokół moich aniołków. Musiałam nabrać tchu. Ale jutro temat dokończę.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz